Skąd i dokąd?
Jakiś czas temu odmrażaliśmy gospodarkę państwową… przyszedł czas na odmrożenie naszych głów i spelnianie kolejnych marzeń. Dwa dni temu odhaczyłyśmy kolejny punkt on our check list. Nie chwaliłybyśmy się, gdyby nie było czym. Oficjalnie i z dumą oznajmiamy, że udało nam się pokonać trasę rowerową ze Świnoujścia do Helu. Zrealizowałyśmy wyprawę rowerową wzdłuż wybrzeża Morza Bałtyckiego w 4 dni, spalając 7555 kilokalorii oraz pokonując 350 kilometrów.
Zacznijmy od początku
Pomysł zrodził się niemal od razu po naszej pierwszej dłuższej wyprawie rowerowej- z Poznania do Kołobrzegu. Do dnia 27.08.2020 zawsze coś stawało na naszej drodze i utrudniało realizacje wyznaczonego celu. My dokładnie pamiętamy, jak czułyśmy się dwa lata temu po pierwszym dniu, kiedy przejechałyśmy niecałe 150 kilometrów. Wizja przebrnięcia wzdłuż wybrzeża Morza Bałtyckiego owszem była piękna, ale też wprowadzała nas w pewne zakłopotanie. Bądź co bądź, udało się. Jak zwykle spontanicznie, jak zwykle razem, jak zwykle bez zgody rodziców.

Czego możecie się spodziewać
Chyba nie ma sensu opisywać dokładnie poszczególnych odcinków trasy. Na początek zaznaczymy, że ślad, który my stworzyłyśmy jest całkowicie „do przejechania”. Skupimy się, oceniając w skali od 1-5, na wybranych momentach i fragmentach związanych z naszą podróżą.
Dodamy jeszcze na zachętę, że wyruszyłyśmy mimo prognoz, wskazujących na załamanie pogody, ogromne ulewy i porywisty wiatr. Na Pomorzu czy Półwyspie Helskim pogoda, jak w kalejdoskopie. Onet potwierdza Ci burze i deszcz, równocześnie Ty leżysz na plaży, a słońce bije Cię promieniami po twarzy. Brałyśmy pod uwagę szybki powrót do domu i zakończenie wyprawy, gdyby prognozy się sprawdziły, jednak tak się nie stało.





Dzień 1
Do Świnoujścia dojechałyśmy pociągiem o godzinie 16:00 (niestety nie mogłyśmy wyruszyć wcześniej, niż 9:00 rano). Pokonałyśmy około 70 kilometrów i nocowałyśmy w Rewalu. Jak nam się podobała trasa? Raczej słabe 3, głównie ze względu na porę dnia i pogodę. Trasa głównie drogami leśnymi, niby trasą rowerową R10, ale nie do końca przyjemną. Piach, kałuże, żadnych rowerzystów. Ostatnie 20 kilometrów pokonałyśmy drogą krajową 213, ponieważ dzień usuwał się w cień nocy szybciej, niż przypuszczałyśmy, a deszcz również nie szczędził nas wcale.

Dzień 2
Kolejnego dnia ruszyłyśmy z Rewala do Koszalina. Trasa cały czas szlakiem R10, bardzo przyjemna, oznakowana, bez nieprzejezdnych leśnych ścieżek. Oceniamy z czystym sumieniem na 5. W tym dniu na obiedzie zatrzymałyśmy się na polskie Ibizie! Dobrze było powspominać licealne czasy i zobaczyć miejsca, które jak się okazuje wcale się nie zmieniły.
Dzień 3
Następny dzień rozpoczęłyśmy od przejechania trasy z Koszalina do Słupska. Tam wsiadłyśmy do pociągu, którym dojechałyśmy do Łeby. Dlaczego? Ograniczał nas czas, dużo naczytałyśmy się o słynnych bagnach w Klukach. Przeznaczenie całego dnia, na krótki odcinek trasy nie wchodziło u nas w grę. Także może trochę oszukane, ale przez nas usprawiedliwione, 57 kilometrów jechałyśmy pociągiem. Z Łeby dalej już rowerem dojechałyśmy do Władysławowa. Trasę oceniamy na mocne 4,5. Większość znakomitych ścieżek rowerowych. Blisko 20 kilometrów cudownego szlaku EuroVelo 10 otoczonego fioletowymi wrzosami, różnorodnymi mchami oraz młodymi drzewami.


Dzień 4
Ostatni dzień to całkowity chillout. Z Władysławowa wyruszyłyśmy około godziny 11:30, by już za chwilę zatrzymać się na obiad w Chałupach w ulubionej Surf Messie. Dodatkowo, stęsknione za kursem kitesurfingowym, odwiedziłyśmy kemping Chałupy 6. Trasa na Hel początkowo jest piękna, wiedzie przy wodzie od strony zatoki, jednak im dalej tym gorzej, co nie znaczy, że bardzo źle. Co warto zaznaczyć? Mijając tablicę z napisem „Hel” do cypla będziemy mieli jeszcze około 10 kilometrów, więc nie cieszmy się przedwcześnie. Czeka nas droga z pagórkami, co wiążę się z ciągłymi wjazdami i zjazdami.

Czy warto było szaleć tak?
Odpowiedź może być tylko jedna! WARTO BYŁO. Wyprawa rowerowa wzdłuż wybrzeża Morza Bałtyckiego to coś, czego tak bardzo potrzebowałyśmy szczególnie w roku 2020. Jesteśmy usatysfakcjonowane, spełnione i pełne endorfin. Pupa bolała, kolano i potocznie mówiąc achillesy również, ale jak boli to wiesz, że żyjesz. Trasę można, jak najbardziej rozbić na więcej dni i wtedy jest do przejechania również dla osób przeciętnie sportowych.
Czy Wy odważylibyście się wybrać w taką wyprawę rowerową? Jakie najdłuższe wycieczki rowerowe macie za sobą?
„Jak boli to wiesz, że żyjesz” <3
Jeszcze, jak możesz wyjść z domu, haha! Ściskamy Cię kochana <3
Super dziewczyny, świetny pomysł na spędzenie ostatnich wakacyjnych dni! Przyjemność z pożytecznym! A za rok zapraszam na wspólny przejazd szlakiem latarni 😍
Dziękujemy! Nie ma nic lepszego, niż aktywne spędzanie wakacji. Z zaproszenia na pewno skorzystamy!